*oczami Wiktorii Szypiłło*
Hmm… dzieciństwo…
niewiele z niego pamiętam. Wszystkie wspomnienia są bardzo mgliste. Rodzice nie
opowiadali mi zbytnio o przeszłości. Wtedy wydawało mi się to dziwne. Teraz już
wiem dlaczego, ale o tym w swoim czasie…
Pierwsze, co utkwiło mi pamięci
to wyprowadzka z Krakowa do Warszawy. Miałam wtedy pięć lat.
Gdy dotarliśmy do
naszego nowego domu, byłam niezwykle szczęśliwa. Zauważyłam, że w ogródku stała
huśtawka, co wywołało u mnie duży entuzjazm. Stanęłam obok ciężarówki patrząc
jak tata z kilkoma innymi mężczyznami wyciąga z niej meble. Wtedy koło mnie
pojawiła się pewna dziewczynka. Była blondynką z włosami zaplecionymi w dwa
warkocze. Miała na imię Alicja. Polubiłyśmy się od samego początku i często
spędzałyśmy wspólnie czas. Tak zaczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś.
Lata mijały. Z czasem w
mojej głowie zrodziła się myśl o nauce tańca. Zazdrościłam Alicji, że uczyła
się baletu. Byłam zafascynowana jej ubiorem i tym jak się porusza. Pozostawało
mi tylko namówienie na to rodziców. Tata zgodził się bez większych problemów,
lecz mama stanowczo się sprzeciwiała. Uważała, że muszę się skupić na edukacji
i dobrym wykształceniu. Od samego początku traktowała mnie w sposób surowy, nienawidziłam
w niej tego. Jednak po obietnicy, że będę się nadal uczyć wzorowo pozwoliła mi
na taniec. Po upływie roku zdałam sobie sprawę, że nie jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Zdecydowałam się na taniec towarzyski. Znów pojawił się sprzeciw ze strony
matki, lecz tata wstawił się za mną.
Wkrótce odbyła się
pierwsza rozmowa z moim przyszłym nauczycielem.
- Ona ma 13 lat? Nie,
to stanowczo za dużo – instruktor popatrzył na mnie z
dezaprobatą.
- Ale panie Laskowski,
moja córka naprawdę szybko się uczy. Ponadto tańczyła już balet – stwierdził
tata.
- Balet? Taniec
towarzyski to zupełnie coś innego – lekko się zdenerwował, lecz to zamiast
wzbudzić mojego respektu wobec niego, wywołało uśmieszek na mojej twarzy. Jego zachowanie,
sposób mówienia i poruszania przesiąknięty był ironią.
- Proszę, chociaż dać
szansę mojej córce.
- Dobrze, zobaczymy…
jeśli po miesiącu moje lekcje dadzą jakiś efekt to będę ją uczył.
Następnego dnia miałam
pierwszą naukę. Pamiętam, że nie mogłam się jej doczekać. Jednak ta lekcja
wywoła u mnie rozczarowanie. Przyczyną był mój partner, pyzaty i przemądrzały
chłopak.
- Ja z nią nie potrafię
tańczyć! – wydarł się wniebogłosy!
- Spróbuj jeszcze raz –
powiedział delikatnie nauczyciel. Wyglądało to tak jakby bał się tego chłopaka.
- Ja się uczę tańca już
od dwóch lat, a ona nic nie potrafi. Domagam się tego by tańczyć z kimś
bardziej doświadczonym.
„Co za pyskaty
smarkacz! Ja wciągu tego jednego dnia nauczyłam się więcej niż on w przeciągu
dwóch lat.” – pomyślałam.
- Nie denerwuj się,
wkrótce będziesz mieć nową partnerkę…
- No oby – poszedł z
dumnie podniesioną głową do szatni.
Ja zostałam jeszcze
chwilę.
- Przepraszam, że
będziesz musiała się z nim męczyć. Szkoda, bo masz naprawdę wielki talent. Nieźle
ci idzie – uśmiechnął się. Chyba uświadomił sobie, że nie było błędem przyjęcie
mnie do szkoły tańca. – Postaram się jak najszybciej kogoś ci znaleźć – te
słowa znacznie podniosły mnie na duchu.
Kiwnęłam głową i miałam
zamiar już wyjść.
- Proszę pana, a tak w
ogóle. Dlaczego pan go uczy, skoro nie ma talentu. Dla mnie wydaję się to
bezsensowne.
- Jego rodzice znacznie
pomagają finansowo tej szkole tańca…
W sumie nie powinno
mnie dziwić, dlaczego ten chłopak znalazł się tutaj. Wszystko jasne, to przez
pieniądze… że też się od razu nie domyśliłam.
Następne lekcje
starałam się jakoś przetrwać żyjąc nadzieją, że wkrótce będę mieć nowego partnera i
warto było. Wkrótce jednej z dziewcząt złamała się noga i postanowiła o całkowitej rezygnacji z tańca. Jej partner został bez
pary. To była moja szansa.
Jak się okazało Marcin
był dużo lepszym tancerzem w porównaniu z moim pyzatym koleżką. Uczył się już od lat, a był zaledwie rok starszy
ode mnie. Nasze pierwsze spotkanie było dosyć sztywne, lecz szybko znaleźliśmy
wspólne tematy. Oboje graliśmy na gitarze i to dzięki niemu zainteresowałam się
piłką nożną.
Gdy jego partnerka
złamała nogę, trwały przygotowania do konkursu. Pozostało tylko parę tygodni na
ćwiczenia. Spotykaliśmy się przez to częściej. Nauka przyniosła rezultat, przeszliśmy
do półfinałów. Braliśmy udział w
kolejnych konkursach, gdzie zajmowaliśmy coraz lepsze miejsca. W następnym roku
znów prezentowaliśmy naszą szkołę w ogólnopolskim młodzieżowym turnieju tańca
towarzyskiego. Wiązało się to z niezliczonymi godzinami ciężkiej pracy.
- Jestem wykończona –
padłam na parkiet ze zmęczenia.
- Chyba żartujesz?
Musimy jeszcze przećwiczyć krok…
- Panie Laskowski, –
przerwał mu Marcin – my już jesteśmy naprawdę zmęczeni. Mamy już wszystko dopracowane.
Nasz nauczyciel nie był
pewien co do wiarygodności tych słów. Chciał by za wszelką cenę udało nam się
stanąć na podium.
- No dobrze. Na dziś to
koniec – odrzekł, zdawszy sobie sprawę, że jego uczniom przyda się odpoczynek
przed jutrzejszym występem – po tych słowach zebrał wszystkie swoje rzeczy i
wyszedł z sali.
- I jak? Jest stresik? –
spytał się Marcin.
- Stresik? Stresik to
był podczas naszego pierwszego występu. Teraz to jest STRES! Ja nie wiem co to
będzie, gdy nie znajdziemy się w pierwszej trójce…
- Oj, na pewno będziemy,
a jak nie, to najwyżej pan Laskowski nas udusi i poćwiartuje nasze zwłoki…
- Mówiłam ci, że umiesz
człowieka pocieszyć?
- Nie – powiedział dławiąc
się śmiechem, a ja patrzyłam na niego z pełną powagą. – Oj przestań się
martwić. Jak nie uda się w tym roku to w następnym.
- I tak mnie nie
pocieszyłeś – uśmiechnęłam się drwiąco.
- Chodź, pójdziemy na
pizzę.
- Nie jestem pewna czy
uda mi się dojść do drzwi, a ty mi tu z pizzernią wyjeżdżasz.
Następnego dnia byłam
już spokojniejsza. Rolę się odwróciły, bo Marcin patrzył w stronę sceny jak
zbity pies. Nie miałam czasu aby z nim porozmawiać. Babcia wciąż zszywała mi
moją sukienkę, którą lekko rozdarłam podczas jej zakładania. Skończyła dokładnie w
momencie, gdy przedostatnia para wychodziła na scenę. Wchodząc na parkiet starałam
odrzucić złe myśli od siebie, mimo to serce waliło mi jak młot, a nogi uginały
się pode mną.
- Damy radę –
powiedziałam patrząc w oczy Marcina, a on uśmiechnął się blado.
To półfinał. Czy uda mam się przejść dalej? Zaczęliśmy tańczyć. Szło nam wyśmienicie. Nie ruszaliśmy się, my wręcz lataliśmy nad parkietem.
To półfinał. Czy uda mam się przejść dalej? Zaczęliśmy tańczyć. Szło nam wyśmienicie. Nie ruszaliśmy się, my wręcz lataliśmy nad parkietem.
Werdykt okazał się dla
nas łaskawy. Przeszliśmy do finału! Nie miałam nawet chwili by się tym nacieszyć.
Występowaliśmy pierwsi. Znów lecieliśmy nad sceną, gdy pod koniec tańca mój
partner omal się nie przewrócił. Niestety to potknięcie zadecydowało
o tym, że zajęliśmy drugie miejsce, ale i tak czułam się szczęśliwa. Marcin
jednak nie ukrywał swojego rozczarowania. Obwiniał się o naszą przegraną…
Od tej pory zaczęły się
nasze kłótnie. Sama nie wiem dlaczego. Chyba powodem było to, że Marcin nie
chciał popełnić już żadnego błędu.
Ja kierowana złą
atmosferą podjęłam decyzję o zmianie partnera. Przyjęłam propozycję
nauczyciela, który szkolił zwycięską parę turnieju. Od tej pory uczyłam się u
pana Piaseckiego, a moim towarzyszem był Olek, z czasem mój pierwszy chłopak.
* * *
Witam wszystkich!
Udało się! Rozdział na czas.
Wiem, że moje rozdziały mogły być dłuższe... Tylko ten brak czasu stoi mi na przeszkodzie. Dlatego mam pomysł: w związku z tym, że przeważnie rozdziały piszę na ostatnią chwilę (piątek i sobota), postanowiłam dodawać posty w niedziele późnym po południem. Wtedy może uda mi się napisać coś dłuższego.
Chyba o czymś zapomniałam... Nie wiem, trudnooo...
Dziękuję za wszystkie komentarze i wszystkim, którzy wytrwale czytają.
Pozdrawiam! ;-)
Fantastyczny <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawa historia :D
Weny życze :*
Krótki troszku ;-; Ale fajny :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi trochę z powodu Marcina, a taki fajny był :(
No nic, ludzie się zmieniają, a tobie życzę weny :3
No fajnie, fajnie. Szkoda tylko, że Wiktoria musiała znowu zmieniać partnera.. :/ no cóż.. też tak bywa..
OdpowiedzUsuńDo następnego, buziaki i dużooo weny :*
Ah cudo! No ale faktycznie... jeden błąd tak zmienił Marcina, że aż Wiktorii szkoda. Ale podoba mi się, że postanowiłaś opisać przeszłość tej akurat bohaterki. Jedno pytanie tylko... "- Ona ma 13 lat? Nie, to stanowczo za dużo – instruktor popatrzył na mnie z dezaprobatą." Czemu za dużo skoro jej partner był o rok starszy?
OdpowiedzUsuńPoprawiłam to już i wyjaśniłam to tak: "Jak się okazało Marcin był dużo lepszym tancerzem w porównaniu z moim pyzatym koleżką. Uczył się już od lat, a był zaledwie rok starszy ode mnie." XD
Usuń