sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 4 - Nie dość, że pesymistka to jeszcze abstynentka


Cudownym uczuciem jest świadomość, że ma się prawdziwych przyjaciół. Wszyscy nasi bliscy są fundamentem naszego życia. Bez nich nie ma szans by cokolwiek się długo utrzymało.
Blanka siedziała właśnie koło jednej ze swojej części fundamentu – koło Tomka. Wspólnie oglądali film. Widocznie nie był ciekawy, bo wkrótce oboje byli bardziej pochłonięci rozmową.
- To skąd znasz Pawła? – zapytał Tomek.
- Hmm jak już wspominałam z dzieciństwa. Poznałam go gdy miałam 8 lat, u dziadków w czasie wakacji. To był wstrętny bachor i tyle. Na szczęście męczyłam się z nim tylko pięć lat, bo potem wyjechał do Anglii.
- To stąd ten akcent!
- Bingo! Szybko się zorientowałeś. Cóż za niezwykły refleks…
- Dobra, nie rozkręcaj się.
- Trudno, miałam całą przemowę na temat twej niezwykłości – zamrugała czarująco oczami.
- A to kontynuuj.
- A teraz to mi się ode chciało i co zrobisz? Nic nie zrobisz…
- Jakoś będę musiał bez tego wytrzymać – zrobił smutną minę, po czym przygładził swoje włosy. – Ale swoją drogą, spodziewałem się czegoś innego z Pawłem.
- Czegoś innego? A czego się spodziewałeś? Moje życie do najciekawszych nie należy.
- Zależy od jakiego momentu patrząc… - spoważniał.
- Nie chcę o tym gadać – wiedziała do czego dąży.
- Obiecałaś, że opowiesz dokładniej o tym wszystkim. Ja osobiście znam tylko ogólniki. To trochę mało…
- Kiedyś opowiem, ale nie dziś. Nie chcę niszczyć miłej atmosfery.
Zapadła cisza i oboje pochłonęli się filmem, mimo, że kompletnie nie wiedzieli o co w nim chodzi. Na razie woleli nic nie mówić, żeby nie kontynuować poprzedniego tematu.
- Wiesz co? – zapytał po skończeniu się filmu. Blanka akurat wtedy wybierała coś do obejrzenia. – W sobotę mam ślub.
- Z kim? – zaśmiała się. – Teraz mi dopiero mówisz?
- Nie wygłupiaj się. W sobotę mam ślub siostry. Początkowo miałem iść sam, ale wiesz jaka jest Alicja. Kazała mi z kimś przyjść, no i pomyślałem, że może byś ty była chętna.
Blanka była lekko zaskoczona. Oderwała wzrok od komputera i spojrzała się w jego stronę.
- Nie wiem. Nie mam sukienki ani nic, ale może się to jakoś zorganizuje – uśmiechnęła się. – To w sumie miało by swoje dobre strony. Dawno nie byłam na żadnej imprezie i na dodatek nie musiałam bym być na kolacji, na której będzie mój „ukochany sąsiad” ze swoją matką.
- I jak się pięknie złożyło – usiadł wygodnie na kanapie i wpatrywał się w Blankę. – Wybrałaś już coś?
- Tak – powiedziała i włączyła film.
- Jaki tytuł?
- „Kod nieśmiertelności”. Oglądałeś?
- Nie – pokręcił przecząco głową. Dziewczyna zgasiła światło i usiadła koło niego.
- A szkoda. Spodobał mi się jak oglądałam go z Emilą. Założę się, że ty też go polubisz.
- A jest tam coś o Meksyku?
- Oczywiście…, że nie.
Blanka niezbyt skupiała się na oglądaniu. Myślami powróciła do swojej ostatniej imprezy. Działo się to w Sylwestra w domu Emili. Wszyscy byli pochłonięci zabawą. Dziewczyna stała z boku i przyglądała się tańczącemu Robertowi. W ręku trzymała sok pomarańczowy. Nagle poczuła lekkie dotknięcie ręki na swoim ramieniu.
- Może wina? – ku jej oczom ukazała się Emilia.
- Nie, dzięki. Postanowiłam, że w tym roku nie będę piła alkoholu – uśmiechnęła się.
- Ale przecież Nowy Rok jeszcze się nie zaczął. Choć ze mną!
Oby dwie poszły do kuchni. Poza nimi była tam jeszcze Karolina. Kobiety musiały rozmawiać ze sobą dosyć głośno, bo z salonu dobiegał hałas.
- Uparciuch! Uparła się, że nie będzie nic piła – powiedziała Emilia.
- Oj, ty na serio uważasz, że bez alkoholu nie da się dobrze bawić?
- Nie wiem. Nigdy nie próbowałam – zachichotała.
- Ta w ogóle nie pije, ty za to zbyt bardzo się rozkręciłaś – zwróciła się Karolina do swojej rozbawionej przyjaciółki.
- Chodźcie na dwór! Już niedługo północ! – wyskoczył jakby znikąd nieznany Blance chłopak.
Wszyscy wyszli z mieszkania. Wkrótce niebo rozwidniało błyskającym radośnie fajerwerkami. Blanka stała samotnie na uboczu. Nagle podszedł do niej Tomek trzymający w ręku kieliszek szampana.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – krzyknął radośnie.
- Nawzajem. Tylko z czego tu się cieszyć. Z tego, że jest się o rok starszym?
- Nie dość, że pesymistka to od dziś abstynentka…
- Widać, że jesteś dobrze poinformowany.
- Taka praca. W gazecie trzeba wiedzieć o wszystkim co się dzieje - uśmiechnął się zawadiacko. - Zimno ci? – zdjął swoją kurtkę i rzucił jej na ramiona. Dziewczynie wcale nie było zimno. Trzęsła się ze strachu. Już jako dziecko panicznie bała się fajerwerków. Na początku bardzo je lubiła, ale kiedyś jej wujek zapalając jeden z nich, miał wypadek. Był przez kilka tygodni w szpitalu. Na szczęście nic się nie stało, ale w głowie Blanki wciąż pozostaje wspomnienie jak jego krew sączyła się na biały śnieg. Od tej pory nienawidzi sztucznych ogni.
- Przejdziemy się? – spytał gdy wszyscy zbierali się znów do mieszkania.
- Dobrze, ale załóż kurtkę – zdjęła z siebie jego własność i podała mu do ręki. On lekko niezdarnie ją ubrał.
Szli powoli chodnikiem, rozmawiając ze sobą.
- Wiesz ostatnio z Robertem mi się nie układa… - zaczęła Blanka. – Niby niedługo ślub, a my wciąż się od siebie oddalamy – chłopak spojrzał na nią w skupieniu.
- I co masz zamiar zrobić?
- Myślałam o tym aby z nim zerwać, ale teraz to nie możliwe… - zerknął na nią pytająco. – Ja jestem w ciąży. Dzisiaj się dopiero dowiedziałam. On dowie się jutro na kolacji u moich rodziców. Wiesz, może to dziecko naprawi coś w tym związku. Mam taką nadzieję – chuchała na swoje zmarzłe ręce. Dopiero teraz zimno zaczęło jej dokuczać.
- Może – westchnął. Chciał coś powiedzieć, ale skończył w półsłowie.
Co chciał oznajmić? Że to najgłupszy pomysł jaki w życiu wymyśliła, że to nie pomoże, bo koleś, z którym jest w ciąży jej nie docenia, co więcej ją zdradza, że przed sobą właśnie teraz ma kogoś kto naprawdę ją kocha, że on zrobi dla niej wszystko. Stchórzył, nie powiedział tego co już od dawna chciał wykrzyczeć całemu światu.
*   *   * 
No z dnia na dzień zbliżamy się do rozwikłania zagadki tej tajemniczej kolacji. Sądzę, że wkrótce o tym napiszę.
Niezbyt jestem zadowolona z tego rozdziału. Miałam dosyć mało czasu  na jego napisanie, więc idealny nie jest.
Pozdrawiam ;-)

sobota, 18 kwietnia 2015

Ogłoszenie




Dzisiaj niestety nie dodam nowego rozdziału. Miałam zbyt zakręcony tydzień. Przepraszam. Postaram się w ciągu najbliższych dni to nadrobić.

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 3 - Ktoś nowy


Blanka nie bez powodu została dziennikarką. Już w szkole podstawowej wyróżniała się lekkim piórem do pisania. Tworzyła przeróżne opowiadania, wierszyki i przeróbki piosenek, które często były przesiąknięte ironią. Wszyscy uczniowie mieli jej teksty na ustach. Pamiętała doskonale te czasy. To właśnie od tamtego czasu tak bardzo to pokochała, do tego stopnia, że pisanie stało się jej zawodem. Praca sprawia jej przyjemność i ma tu swoich przyjaciół. Są to ludzie pełni energii, z którymi nie da się nudzić. Emila jest pełna fantazji i twórczości. Jej mieszkanie jest przepiękne. Cały wolny czas poświęca na jego meblowanie i dekoracje. Na ścianach maluje przeróżne rysunki, co daje całkiem niezły efekt. W swoi pokoju zdecydowała się jednak na coś innego, na wschodniej ścianie znajduje się fototapeta ze zdjęciem wykonanym przez Tomka. Prezentuje się na niej Machu Picchu. Tomek wprost uwielbia Meksyk. Jeździ tam co dwa lata i zawsze robi mnóstwo zdjęć. Mimo tej lekkiej obsesji jest z całej czwórki przyjaciół Blanki osobą najbardziej spokojną, choć i on umie pokazać różki. Jego przyjacielem jest Rafał. Jako jedyny nie pracuje w redakcji, jest adwokatem. Wielu już dało się zwieść jego poważnej minie i eleganckiemu garniturowi. Wbrew tym pozorom cechuje się bardzo żywiołową osobowością, jak dla Blanki to nawet trochę za nadto spontaniczną. Ona bałaby się skoczyć ze spadochronu i lecieć na paralotni… Tak, Rafał nie raz to robił. Karolina w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki była nim od samego początku zachwycona i zauroczona po same uszy. Dla niej zaręczyny wykrzyknięte podczas skoku na bungee były czymś niesamowitym i niezwykłym. Porównując ich, są bardzo do siebie podobni, ale w Karolinie da się zauważyć większą dozę rozwagi i rozsądku. Aktualnie oboje są małżeństwem i oczekują swojego pierwszego potomka.
Na tle swoich przyjaciół Blanka ma wrażenie, że jest mało interesującą osobą. Jej znajomi mają bujne życie i są niezwykle pozytywnie zakręceni. Ona za to może się tylko pochwalić tym, że kocha pisanie i pielęgnuje róże w ogródku… To oczywiście tylko jej zdanie.
Wracając do tematu, w pracy jest ważne by atmosfera była miła. Do tego są potrzebni ciekawi ludzie. Niestety istnieć muszą też i czarne owce, a chodzi tu m. in. o Julię. Dodatkowo do tego grona doszedł ktoś nowy... 
Dzień zaczął się zwyczajnie. Blanka stała na parkingu, z niecierpliwością patrząc na Emilię, która szukała telefonu w torebce. Jeszcze wyraźnie osłabiona po grypie dziewczyna, poinformowała ją o znalezieniu zguby. Jej głos był znacznie mniej donośny niż zwykle, a oczy lekko bardziej opuchnięte. Nie miała tego dnia również tak starannego makijażu, jak to zwykle u niej bywało. Włosy zaś związała w skromny kucyk. Widocznie nie wyzdrowiała całkowicie i nie miała sił na nienaganną stylizację.
Dziewczyny nie spiesząc się, szły w stronę redakcji. Blanka odwróciła się w trakcie, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi. To kogo ujrzała wywołało w niej napad złości. Odwróciła się na pięcie, pragnąc by jej tylko nie zauważył, następnie ponagliła Emilię, żeby prędzej wchodziła do budynku. Gdy tylko zasiadła przy biurku jej myśli krążyły wokół tej osoby, którą widziała przed chwilą. Może jej się to przywidziało. Na pewno tak było...
Blanka usłyszawszy głos Tomka obróciła się na swoim fotelu w jego stronę.
- Tak.
- No nareszcie waćpanna się obudziła pokiwał głową, patrząc na nią podejrzliwym wzrokiem. Wychodzi na to, że tylko my mamy wolny wieczór. Emilia jak widać chora – popatrzył się w stronę.
- A Rafał i Karolina?
- Jadą na 94 urodziny prababci Rafała, więc tylko pozazdrościć.
- No faktycznie. To dziś o 19.00 u ciebie?
- Tak.
Tomek już miał odejść, gdy Blanka go zatrzymała, pytając:
- Nie wiesz przypadkiem, jak nazywa się nowy dziennikarz na miejsce Karoliny?
- Yyy, jeśli się nie mylę to Paweł Kowalski.
- Aha, super – powiedziała sarkastycznie.
Tak, więc to co widziała Blanka nie było żadnym przywidzeniem ani halucynacją. To naprawdę on wysiadał z samochodu i na dodatek będzie tu pracować!
- A co? Znasz go?
- Powiedzmy…
- Gadaj!
- Jest aktualnie moim sąsiadem. Resztę ci opowiem wieczorem, ok?
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się i usiadł na biurku.
Rozmowa ciągnęłaby się pewnie jeszcze dłużej, gdyby naczelny nie zawołał Tomka. Po kilku minutach zjawił się nie kto inny jak Paweł.
- Czyli to jednak ty. Wydawało mi się, że cię widziałem, ale nie byłem pewien – zwrócił się do niej.
- Oj naprawdę? – powiedziała niemiło. Nie odwróciła się nawet w jego stronę. Swój wzrok skierowała na monitor komputera.
- Ej, proszę cię. Skoro mamy razem pracować, nie możemy się tak zachowywać. Wiem i pamiętam, że w dzieciństwie zawsze pałaliśmy do siebie nienawiścią. Sądzę jednak, że powinniśmy rozpocząć naszą znajomość od nowa i zakopać topór wojenny.
Blanka miała chęć powiedzenia, żeby stąd czym prędzej odszedł i zostawił ją w świętym spokoju. Po chwili namysłu stwierdziła jednak, że on ma jednak trochę racji…
- Ok – odpowiedziała krótko.
- Mało słyszę w tym entuzjazmu.
- Jupi! Tak się cieszę, że to zaproponowałeś. To znakomity pomysł – wyraźnie mówiła to z przesadzoną radością i zbyt dużą gestykulacją rąk. Paweł się roześmiał. Dziewczyna zorientowawszy się jak to śmiesznie zabrzmiało, również wybuchła śmiechem.
- Skoro nie jesteśmy już wrogami, może poszlibyśmy gdzieś wieczorem? – dziewczyna spojrzała na niego z dezaprobatą. Była zaskoczona pomysłem i nie patrzyła przychylnie na tą propozycję. Nigdy na nią się nie zgodzi. To, że teoretycznie nie są już na wojennej ścieżce, nie oznacza, że muszą być przyjaciółmi!
- Niestety jestem już umówiona z tym dżentelmenem – uśmiechnęła się delikatnie i wskazała na Tomka, który właśnie do nich podszedł. Dziewczyna spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, aby pomógł wyjść jej z opresji.
- Aha, no cóż, może kiedy indziej…
- Wątpię, nie oddam nikomu mojej dziewczyny – powiedział Tomek i objął siedzącą Blankę. Paweł po tych słowach się ulotnił.
- Dzięki, gdyby nie ty, musiałabym się z nim męczyć… Nie rozumiem co mu teraz odbija…
- Nie ma za co, kochanie – oboje parsknęli śmiechem. – Widziałem twoją minę, a to jedyne co mi przyszło do głowy.
Blanka kilka godzin później skończyła pracę. Zebrała swoje rzeczy i wrzuciła do czarnej skórzanej torby. Schodziła właśnie po schodach, gdy w połowie drogi spotkała rudowłosą piosenkarkę.
- Hej – powiedziała Wiktoria uradowana widokiem dziennikarki.
- Cześć.
- Kończysz pracę? – Blanka kiwnęła twierdząco głową. – To świetnie. Jeśli masz czas może pójdziemy na lody?
- Z chęcią – dziewczyna akurat tą propozycją spotkania, była bardzo zadowolona. Czyli jednak ten dzień nie jest taki pechowy. Ma szansę na spełnienie swojego największego marzenia.
- Poczekaj chwilę, tylko dostarczę to naczelnemu.
Po dosłownie kwadransie obydwie zajadały się lodami włoskimi w pobliskiej lodziarni. Była ona niewielka, ale Blanka mimo to bardzo ją lubiła. Zawsze obsługiwała tam kobieta o krótkich lekko siwych włosach. Miała już około 50 lat. Jej uśmiech zawsze wydawał się bardzo pogodny.
- Wiesz, bardzo się cieszę, że cię widzę. Czytałam kilka twoich krótkich biografii i twoja historia mnie bardzo zaciekawiła. Zawsze chciałam napisać książkę. Myślałam o tym, aby opierała się na twoim życiu. Co o tym sądzisz?
- Sama nie wiem… Musiałabym się nad tym zastanowić, lecz sam pomysł wydaję mi się dosyć ciekawy. Tylko jakby to miało dokładniej wyglądać?
- Sama jeszcze dokładnie nie wiem. Spotykałybyśmy się od czasu do czasu, a ty byś mi opowiadała o sobie, swojej rodzinie i znajomych.
- Hmm… Pomyślę jeszcze nad tym. Może wymienimy się numerami telefonu, żebyśmy miały ze sobą kontakt. Obiecuję, że się nad tym zastanowię…
Dziennikarka jednak czuła, że wkupiła się w serce piosenkarki. Wiedziała, że się zgodzi, widziała to w jej szmaragdowych oczach. Marzenia Blanki nareszcie się spełniają!