sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 2 - Nie cierpię rowerzystów


Blanka wciąż leżała w łóżku. Dziś mogła na to sobie pozwolić, bo nie musiała iść do pracy. Nie spała już od godziny, lecz miłe poczucie ciepła nie pozwalało jej wychylić choćby głowy spod kołdry. Zwykle wstawała od razu po przebudzeniu. Nie przepadała za długim wylegiwaniem się w łóżku. Teraz jednak leżała z przymkniętymi oczami. Od czasu do czasu otwierała powieki i wpatrywała się w sufit. Jej głowę zaprzątały głównie myśli związane z Wiktorią. Zafascynowała ją do reszty. Ta piosenkarka ma niezwykle ciekawą osobowość. Może warto byłoby napisać o niej książkę. Blankę jednak zadręczała myśl, że nie ma z nią żadnego kontaktu.
- Dobra, nie ma co się martwić. Powiedziałyśmy, przecież sobie do zobaczenia, więc się na pewno zobaczymy… Chyba… - pomyślała, wstając z łóżka. Odkryła kołdrę i poczuła niemiły chłód. Uświadomiła sobie, że wieczorem nie zamknęła okna. Chwyciła za szlafrok, zamknęła je i poszła do kuchni. Stanęła w progu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się do babci i przeczesała ręką włosy.
- Dzień dobry. Późno dziś wstałaś.
- Tak wyszło… - Blanka zaczęła przygotowywać sobie śniadanie.
- Pamiętasz, że dziś idziemy na kolację?
- Jakże bym mogła zapomnieć – westchnęła ciężko. – Jednak prędzej pojadę do Karoliny, a później skoczę po mój telefon. Sądzę, że na 21.00 się wyrobię.
- Nie żartuj sobie – spiorunowała ją wzrokiem. – o 17.00 kolacja, a ty w domu masz być godzinę wcześniej.
- A co jeśli się spóźnię?
- Uwierz mi, lepiej by było dla ciebie się nie spóźniać – popatrzyła pobłażliwym wzrokiem.
- Ok, będę na czas – uśmiechnęła się, mimo niechęci do tej kolacji.
Blanka wyszła z domu około południa. Nie pojechała samochodem. Postanowiła się przejść. Mieszkanie jej przyjaciółki było dwa kilometry dalej. Szła powoli parkiem, niezbyt zwracając uwagę co się dzieję wokół niej. Nagle poczuła silne uderzenie z tyłu. Przewróciła się.
-  Ała! Człowieku jak ty jedziesz? – złapała się za nogę i nakrzyczała na rowerzystę, który w nią wjechał.
- Może trzeba było się rozglądać?
- A może trzeba by ci przypomnieć, zasady ruchu drogowego? Przypominam, że pieszym się ustępuje! – wstała i otrzepała swoje ubranie. Widząc, że rowerzysta nie ma nic na swoją obronę, odeszła.
- Ej zaczekaj! – krzyknął za nią, mężczyzna prowadząc swój rower. - Przepraszam.
Blanka odwróciła się na chwilę w jego stronę. Wymusiła uśmiech, który raczej nie należał do tych najmilszych, po czym poszła swoją drogą. Po kilku minutach siedziała w mieszkaniu Karoliny.
- Och, teraz o niczym innym nie marzę, tylko by mój maluch wyszedł już na świat – zwierzyła się Karolina.
- Już półmetek masz za sobą. Jeszcze miesiąc i będziesz nie tylko szczęśliwą żoną, ale i też matką – uśmiechnęła się gorzko Blanka.
- Ty też pewnie byłabyś, gdyby nie to wszystko…
- Może i to lepiej. Wszystko ma swoje plusy – powiedziała beztrosko, ukrywając przy tym swój smutek.
- Wiesz, strasznie się zmieniłaś… Już cię nie poznaję. Kiedyś miałaś wszystko pod kontrolą, na wszystkim ci zależało, a dziś wszystko olewasz.
- Bo jak na niczym mi nie zależy to i strata mniej bolesna i oto ci odpowiedź na tą zagadkę. Tego nauczyłam się w życiu, a teraz błagam cię, nie przejmuj się mną.
- Ale nie uważasz, że powinnaś wrócić do dawnego stylu życia, kiedy miałaś własne mieszkanie i byłaś bardziej odpowiedzialna.
- Karolina, ale mi to odpowiada, a ktoś przecież musi się opiekować babcią. Dobrze się złożyło, bo przynajmniej nie jest sama.
- Jak uważasz… - powiedziała z lekko zamyśloną miną. – Znaleźli już kogoś na moje miejsce w redakcji? – Karolina zdecydowała się na zmianę tematu.
- Naczelny, coś wspomniał. Chyba jutro zacznie pracę.
- Aha. Ciekawe jak sobie poradzi.
- Nie martw się, ciebie nikt nie zastąpi – roześmiały się obie.
~~~~*~~~~
Blanka zakładała właśnie sukienkę. Babcia przymusiła ją do tego. Pewnie gdyby nie to dziewczyna poszłaby w dżinsach, ale czy to by było coś złego? Niby co to ma być? Jakieś oficjalne spotkanie? No bez przesady.
Rozpuściła swoje długie włosy i je przeczesała. Poprawiła makijaż, następnie wyszła z łazienki. Ubierała właśnie baleriny, gdy nagle usłyszała głos babci:
- Nie mogłabyś ubrać tych butów? – powiedziała, trzymając nową parę czarnych szpilek. – Uznałam, że ci się spodobają, dlatego je kupiłam. Niedługo przecież twoje urodziny.
- Dziękuję, ale nie trzeba było – Blanka wzięła do ręki buty. Były piękne, lecz niezbyt przepadała za chodzeniem w szpilkach. Ubrała jednakże prezent, nie chcąc robić przykrości babci. – Uff… Chyba jeszcze nie zapomniałam jak się chodzi w tego typu obuwiu – zaśmiała się, przechodząc po pokoju.
Nie długo po tym wyszły z domu i skierowały się w stronę posesji pani Kowalskiej. Był to nieduży domek z czerwonej cegły, z zaniedbanym ogrodem. Pewnie za jakiś miesiąc będzie się tu roić od kwiatów i innych roślin. Blanka doskonale pamiętała z jaką wytrwałością pani Kowalska pielęgnowała ogród. Często też spotykała się z jej dziadkiem, przeważnie kłócąc się miedzy sobą o wszelakie sprawy na temat ogrodnictwa.
- Witajcie – powiedziała szczupła kobieta o krótkich czarnych włosach. Niewiele się zmieniła. Jedynie na jej twarzy pojawiło się więcej zmarszczek, nie straciła jednak nic ze swojej dawnej atrakcyjności.
Zaprosiła je do salonu. Panowała tam przez chwilę niezręczna cisza.
- Paweł niedługo powinien przyjechać, wspominał o tym, że może się spóźnić.
- Nie szkodzi – uśmiechnęła się serdecznie babcia. – A co u was słychać?
- Nie dawno wróciliśmy z Anglii, zaraz po moim rozwodzie. Chcę teraz tu ułożyć życie od nowa – westchnęła ciężko.
- Teraz rozwody są na porządku dziennym… - powiedziała jakby sama do siebie Blanka. Babcia popatrzyła się na nią z lekką złością, lecz ona tylko wzruszyła ramionami.
- A co się stało, jeśli mogę wiedzieć?
Blanka miała jedynie chęć wykrzyczeć to co ją spotkało i jej rodzinę, powstrzymała się jednak.
- Moi rodzice też się rozwodzą.
- Tak? Ale dlaczego? Wydawali się być tacy szczęśliwi…
Blanka nie odpowiedziała na pytanie. Może myślała, że zrobi to za nią babcia, lecz i ona nic nie odparła.
- Może zmieńmy temat… – zwróciła się do dziewczyny. – Czym się zajmujesz?
- Jestem dziennikarką.
- Och naprawdę? To… – nie zdążyła skończyć, gdy w drzwiach pojawił się rowerzysta, który dzisiaj wjechał w dziewczynę. Jego widok spowodował w niej atak złości, lecz jakimś niezwykłym cudem go opanowała.
- Cześć – powiedziała mu i wymusiła swój sztuczny uśmiech, który tej kolacji towarzyszył jej cały czas. Siedząc przy stole zdołała mu się bardziej przyjrzeć. Nie miał już krzywych zębów ani odstających uszu, był w sumie nawet przystojny. Jego włosy kiedyś wpadające w rudy odcień, dziś były kasztanowe. Miał wysportowaną sylwetkę i lekko niedbały wygląd.
Blanka podczas kolacji niewiele się odzywała. Głównie rozmawiały babcia i pani Kowalska. Czasem bywało, że głos przejmował Paweł. Wkrótce pani Kowalska oznajmiła, że młodzi powinni pobyć sami. Wyszła razem z babcią Blanki na powietrze. Dziewczyna pozostała w salonie, siedząc naprzeciwko Pawła. Miała nadąsaną minę i  patrzyła się jedynie w stary zegar wiszący na ścianie. Siedzieli w ciszy. Do ich uszu dochodziły tylko dźwięki z ogrodu i tykanie zegara. Przypominało to grę: kto pierwszy się odezwie, ten przegrywa. Blanka zerknąwszy na niego wiedziała, że to ona zwycięży.
- Niezbyt się zmieniłaś. Jak zwykle jesteś na mnie obrażona.
- Niezbyt się zmieniłeś. Jak przedtem jesteś równie niezdarny i przemądrzały.
- I znów prowadzisz ze mną wojnę.
- Sam ją wywołujesz…
- Czym? Tym, że na ciebie wjechałem. To było przypadkiem i przypominam ci, że cię przeprosiłem.
- Nie myślałam o tym. Chodziło mi o tą rozmowę. Nie ma to jak na sam początek wytykać komuś wady.
- A co? Może się mylę?
- Może… Wiesz nie mam w ogóle chęci na tego typu rozmowy. Przepraszam, ale ja już wychodzę - wstała od stołu, myśląc jedynie o tym, że to najgorsza kolacja jaką przeżyła, chociaż nie. Była jedna gorsza. Tego feralnego dnia, gdy wszystkie kłamstwa matki wyszły na jaw. Pamiętała wszystko dokładnie. Była wtedy zaręczona z Robertem, lecz po tej kolacji wszystko się zawaliło, również w jej związku…
Wyszła na ganek. Pożegnała się z panią Kowalską, mówiąc:
- Przepraszam, ale się źle czuję. Wrócę już do domu. Dziękuję za ten wieczór – ku zdumieniu jej samej zabrzmiało to bardzo przyjaźnie.
- Można by to kiedyś powtórzyć.
- Tak, z wielką przyjemnością – skłamała.
Przeszła przez szosę, myśląc jedynie o tym, jak jej buty są nie wygodne. Otwierając drzwi domu, odwróciła się. Zauważyła wzrok Pawła skierowany w jej kierunku. Zignorowała to. Zdjęła w korytarzu buty i poczuła ogromną ulgę. Przebrała się i umyła, a o godzinie 19.00 siedziała  już na łóżku, trzymając laptopa na kolanach. Próbowała coś napisać. Nie szło jej najlepiej… 
*

*
Dziękuje za komentarze. Cieszę się, że czytacie moje wypociny. Tekst jak dla mnie nie jest idealny, ale staram się pisać jak najlepiej. Nie mam nic przeciwko, gdy zwracacie mi uwagę na błędy. Ja często nie jestem w stanie ich wypatrzeć ;-) Hmm... to by było na tyle... Życzę Wesołych Świąt! I lepszej pogody, bo u mnie okropna: wszelkie możliwe opady, a ostatnio nawet burze.

3 komentarze:

  1. Ojaa takie przypadkowe spotakanie fajnie wyszło xd Ciekawe co się między nimi wydarzy... czekam na nn . :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie wyszło. Spotkanie z Pawłem... no kto by pomyślał :) Akcja powoli ale rozkręca się. Bardzo mi się rozdział podoba. Tylko kolejny raz jest tylko wspomnienie byłego chłopaka Blanki i zerwanego kontaktu z matką. Mam nadzieję, że uchylisz szybko rąbek tajemnicy :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń