Cudownym uczuciem jest świadomość, że ma się prawdziwych przyjaciół. Wszyscy
nasi bliscy są fundamentem naszego życia. Bez nich nie ma szans by cokolwiek
się długo utrzymało.
Blanka siedziała właśnie koło jednej ze swojej części fundamentu – koło
Tomka. Wspólnie oglądali film. Widocznie nie był ciekawy, bo wkrótce oboje byli
bardziej pochłonięci rozmową.
- To skąd znasz Pawła? – zapytał Tomek.
- Hmm jak już wspominałam z dzieciństwa. Poznałam go gdy miałam 8 lat, u
dziadków w czasie wakacji. To był wstrętny bachor i tyle. Na szczęście męczyłam
się z nim tylko pięć lat, bo potem wyjechał do Anglii.
- To stąd ten akcent!
- Bingo! Szybko się zorientowałeś. Cóż za niezwykły refleks…
- Dobra, nie rozkręcaj się.
- Trudno, miałam całą przemowę na temat twej niezwykłości – zamrugała
czarująco oczami.
- A to kontynuuj.
- A teraz to mi się ode chciało i co zrobisz? Nic nie zrobisz…
- Jakoś będę musiał bez tego wytrzymać – zrobił smutną minę, po czym
przygładził swoje włosy. – Ale swoją drogą, spodziewałem się czegoś innego z
Pawłem.
- Czegoś innego? A czego się spodziewałeś? Moje życie do najciekawszych
nie należy.
- Zależy od jakiego momentu patrząc… - spoważniał.
- Nie chcę o tym gadać – wiedziała do czego dąży.
- Obiecałaś, że opowiesz dokładniej o tym wszystkim. Ja osobiście znam
tylko ogólniki. To trochę mało…
- Kiedyś opowiem, ale nie dziś. Nie chcę niszczyć miłej atmosfery.
Zapadła cisza i oboje pochłonęli się filmem, mimo, że kompletnie nie
wiedzieli o co w nim chodzi. Na razie woleli nic nie mówić, żeby nie
kontynuować poprzedniego tematu.
- Wiesz co? – zapytał po skończeniu się filmu. Blanka akurat wtedy
wybierała coś do obejrzenia. – W sobotę mam ślub.
- Z kim? – zaśmiała się. – Teraz mi dopiero mówisz?
- Nie wygłupiaj się. W sobotę mam ślub siostry. Początkowo miałem iść
sam, ale wiesz jaka jest Alicja. Kazała mi z kimś przyjść, no i pomyślałem, że
może byś ty była chętna.
Blanka była lekko zaskoczona. Oderwała wzrok od komputera i spojrzała się
w jego stronę.
- Nie wiem. Nie mam sukienki ani nic, ale może się to jakoś zorganizuje –
uśmiechnęła się. – To w sumie miało by swoje dobre strony. Dawno nie byłam na
żadnej imprezie i na dodatek nie musiałam bym być na kolacji, na której będzie
mój „ukochany sąsiad” ze swoją matką.
- I jak się pięknie złożyło – usiadł wygodnie na kanapie i wpatrywał się
w Blankę. – Wybrałaś już coś?
- Tak – powiedziała i włączyła film.
- Jaki tytuł?
- „Kod nieśmiertelności”. Oglądałeś?
- Nie – pokręcił przecząco głową. Dziewczyna zgasiła światło i usiadła
koło niego.
- A szkoda. Spodobał mi się jak oglądałam go z Emilą. Założę się, że ty
też go polubisz.
- A jest tam coś o Meksyku?
- Oczywiście…, że nie.
Blanka niezbyt skupiała się na oglądaniu. Myślami powróciła do swojej
ostatniej imprezy. Działo się to w Sylwestra w domu Emili. Wszyscy byli
pochłonięci zabawą. Dziewczyna stała z boku i przyglądała się tańczącemu
Robertowi. W ręku trzymała sok pomarańczowy. Nagle poczuła lekkie dotknięcie
ręki na swoim ramieniu.
- Może wina? – ku jej oczom ukazała się Emilia.
- Nie, dzięki. Postanowiłam, że w tym roku nie będę piła alkoholu –
uśmiechnęła się.
- Ale przecież Nowy Rok jeszcze się nie zaczął. Choć ze mną!
Oby dwie poszły do kuchni. Poza nimi była tam jeszcze Karolina. Kobiety
musiały rozmawiać ze sobą dosyć głośno, bo z salonu dobiegał hałas.
- Uparciuch! Uparła się, że nie będzie nic piła – powiedziała Emilia.
- Oj, ty na serio uważasz, że bez alkoholu nie da się dobrze bawić?
- Nie wiem. Nigdy nie próbowałam – zachichotała.
- Ta w ogóle nie pije, ty za to zbyt bardzo się rozkręciłaś – zwróciła
się Karolina do swojej rozbawionej przyjaciółki.
- Chodźcie na dwór! Już niedługo północ! – wyskoczył jakby znikąd nieznany
Blance chłopak.
Wszyscy wyszli z mieszkania. Wkrótce niebo rozwidniało błyskającym radośnie
fajerwerkami. Blanka stała samotnie na uboczu. Nagle podszedł do niej Tomek
trzymający w ręku kieliszek szampana.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – krzyknął radośnie.
- Nawzajem. Tylko z czego tu się cieszyć. Z tego, że jest się o rok
starszym?
- Nie dość, że pesymistka to od dziś abstynentka…
- Widać, że jesteś dobrze poinformowany.
- Taka praca. W gazecie trzeba wiedzieć o wszystkim co się dzieje - uśmiechnął się zawadiacko. - Zimno
ci? – zdjął swoją kurtkę i rzucił jej na ramiona. Dziewczynie wcale nie było
zimno. Trzęsła się ze strachu. Już jako dziecko panicznie bała się fajerwerków.
Na początku bardzo je lubiła, ale kiedyś jej wujek zapalając jeden z nich, miał
wypadek. Był przez kilka tygodni w szpitalu. Na szczęście nic się nie stało,
ale w głowie Blanki wciąż pozostaje wspomnienie jak jego krew sączyła się na biały
śnieg. Od tej pory nienawidzi sztucznych ogni.
- Przejdziemy się? – spytał gdy wszyscy zbierali się znów do mieszkania.
- Dobrze, ale załóż kurtkę – zdjęła z siebie jego własność i podała mu do
ręki. On lekko niezdarnie ją ubrał.
Szli powoli chodnikiem, rozmawiając ze sobą.
- Wiesz ostatnio z Robertem mi się nie układa… - zaczęła Blanka. – Niby niedługo
ślub, a my wciąż się od siebie oddalamy – chłopak spojrzał na nią w skupieniu.
- I co masz zamiar zrobić?
- Myślałam o tym aby z nim zerwać, ale teraz to nie możliwe… - zerknął na
nią pytająco. – Ja jestem w ciąży. Dzisiaj się dopiero dowiedziałam. On dowie
się jutro na kolacji u moich rodziców. Wiesz, może to dziecko naprawi coś w tym
związku. Mam taką nadzieję – chuchała na swoje zmarzłe ręce. Dopiero teraz
zimno zaczęło jej dokuczać.
- Może – westchnął. Chciał coś powiedzieć, ale skończył w półsłowie.
Co chciał oznajmić? Że to najgłupszy pomysł jaki w życiu wymyśliła, że to
nie pomoże, bo koleś, z którym jest w ciąży jej nie docenia, co więcej ją zdradza,
że przed sobą właśnie teraz ma kogoś kto naprawdę ją kocha, że on zrobi dla
niej wszystko. Stchórzył, nie powiedział tego co już od dawna chciał wykrzyczeć
całemu światu.
* * *
No z dnia na dzień zbliżamy się do rozwikłania zagadki tej tajemniczej kolacji. Sądzę, że wkrótce o tym napiszę.
Niezbyt jestem zadowolona z tego rozdziału. Miałam dosyć mało czasu na jego napisanie, więc idealny nie jest.
Niezbyt jestem zadowolona z tego rozdziału. Miałam dosyć mało czasu na jego napisanie, więc idealny nie jest.
Pozdrawiam ;-)