Tego dnia Blanka nie zaspała. Wstała dużo wcześniej niż zwykle. Usiadła
na łóżku i oparła głowę o ścianę. Wspominała czasy z dzieciństwa, gdy co
wakacje spędzała tu kilka tygodni, wspaniałych tygodni. Dom babci zawsze emanował
radością i domowym ciepłem. Popołudniami spędzała czas z rówieśnikami mieszkającymi
nieopodal, zaś poranki i wieczory w ogródku. Tam upajała się jeszcze słabymi
promieniami słońca i wonią róż pielęgnowanych przez jej dziadka. Często mu w
tym pomagała. Niestety dziś te róże nie są tak piękne jak kilka lat temu. Gdy
dziadek przed trzema latami zmarł, nikt nie miał się nimi zająć. Blance
przyszła do głowy myśl, że skoro tu mieszka, warto by było zasadzić nowe
sadzonki. Wieczorem przecież ma mnóstwo czasu, aby o nie zadbać. Na jej twarzy
pojawił się uśmiech. Tak cudnie by było powrócić do tego beztroskiego czasu
dzieciństwa.
Zegarek wskazał godzinę 7.30. Czas do pracy. Blanka jechała swoim
czerwonym fiatem punto. Droga zajęła jej zaledwie 10 minut. To niebywałe by
drugi raz pod rząd udało jej się ominąć korki!
Stając na parkingu przed redakcją zobaczyła Julię. Zwykle ją by to zdenerwowało,
dziś było inaczej. Rozbawił ją jej wygląd. Kwiaciaste leginsy i bluzka w
kropki… Czyżby Julka zaspała i w pośpiechu to ubrała, czy może uwierzyła w
kontrastową modę?
Blanka z dobrym humorem wkroczyła do redakcji.
- No proszę, co za ranny ptaszek. Niewiarygodne, dziś tak bez spóźnienia?
Jak to? – powiedział Tomek, oderwawszy się na chwilę od swojego aparatu.
- Umiem zaskoczyć, prawda?
- Oj tak, a coś ty taka rozanielona?
- Popatrz na strój Julii… - skierowała wzrok w stronę blondynki, a ta
zirytowana omal nie przewróciła na swoich 15–centymetrowych szpilkach. – Chyba
zdążyła się już dowiedzieć, że kontrast nie jest modny…
- Dzieci, normalnie jak dzieci – zaśmiał się i poprawił swoje już lekko
przydługie włosy.
- No dobra, a teraz na serio dziś o 17.00 przeprowadzam wywiad z Wiktorią
Szypiłło – z jej zachowania wyraźnie było widać, że to ważniejszy powód jej
radosnego nastroju.
- Wiem o tym. Mam już jej zdjęcia do nowego numeru. Zgram je tylko na
komputer i ci pokarze.
Zdjęcia okazały się niebywałe. Jej piękne rude włosy, niegdyś długie i
kręcone, dziś obcięte na krótko, delikatne rysy twarzy i duże zielone oczy dawały
niezwykły efekt. Malachitowa sukienka sięgająca do kolan odsłaniała jej protezę
stworzoną specjalnie do noszenia butów na wysokim obcasie. Na drugiej nodze
znacznie było widać wytatuowane róże.
- Nie wiedziałam, że ona ma tatuaż.
- Niedawno go zrobiła – wpatrywali się w slajdy zdjęć. – Ona jest niezwykła. Rozmawiałem
z nią chwile i powiem, że robi niebywałe wrażenie na ludziach…
- To tym bardziej się cieszę, że ją poznam.
~~~~*~~~~
Już po 17.00. Czemu jej jeszcze nie ma? Blanka już nie mogła doczekać
się jej przyjścia, gdy nagle pojawiła się w drzwiach.
- Witam – powiedziała, myśląc, że to będzie najlepsze przywitanie. –
Jestem Blanka Pokorska.
- Miło mi – podała jej rękę i uśmiechnęła się przyjaźnie – ja raczej nie
muszę się przedstawiać – obie się zaśmiały.
Usiadły naprzeciwko siebie. Dziennikarka włączyła dyktafon.
- Dobrze, a więc zacznijmy – spojrzała na swoje notatki. - Co czułaś, gdy
dowiedziałaś się o chorobie?
- Byłam zdruzgotana. Ciężko mi było w to uwierzyć. Często zadawałam sobie
pytanie: dlaczego znowu ja? Te myśli jednak szybko ode mnie odeszły i skupiłam
się na tym, że muszę tę walkę wygrać, bo przecież moje imię do czegoś
zobowiązuje: Wiktoria znaczy zwycięstwo – uśmiechnęła się.
- A co było główną przyczyną podjęcia tej walki?
- Chęć życia, chęć zobaczenia mojej córki na pierwszym występie w
przeczkolu, jak przystępuję do Pierwszej Komunii, jak pierwszy raz jedzie
samochodem, czy jak kończy studia. To chyba wystarczająco wiele.
- Kto dawał ci największe wsparcie?
- Wszyscy, naprawdę, wszyscy. Zarówno znajomi, rodzina, a także fani. Dostawałam
wiele kartek i listów. Czasem czytanie zajmowało mi po kilka godzin. Przez cały
ten czas ani razu nie czułam się sama. Zawsze ktoś był przy mnie i mnie
wspierał.
Blanka przyglądała się jej uważnie. Zwróciła uwagę na to, że niezwykle
często się uśmiechała. Widać, że był to prawdziwy uśmiech, nieudawany.
Dodatkowo bardzo dużo gestykulowała rękoma. Były to jednak ruchy stonowane. Odczekała
kilka sekund, kiedy Wiktoria skończyła swoją wypowiedź, po czym spytała:
- Jaki był najtrudniejszy moment podczas choroby?
Piosenkarka spoważniała.
- Dla niektórych to wypadające włosy i inne skutki chemioterapii, lecz
nie dla mnie. Najgorsza była świadomość, że mogę umrzeć, że moja córka
zostanie sama. Najkoszmarniejszym dniem całej choroby, była ta chwila, w której
dowiedziałam się, że jest gorzej, że są niewielkie szanse bym wyzdrowiała. Nie
mogłam tego znieść. Nie chciałam by Amelka mnie straciła. Doskonale wiem co to strata. Całe moje życie na tym się opierało. Wszyscy ci, których kochałam
opuścili mnie: mój pierwszy chłopak, ojciec, a dwa lata temu mąż, oni wszyscy
zginęli. Nie zniosłabym
tego, gdyby moja córka miała wychować się bez żadnego rodzica.
- Bardzo ją kochasz.
- Tak. – uśmiechnęła się delikatnie.
Blanka wzięła głęboki oddech i zadała kolejne pytanie:
- Jak zareagowałaś na to, gdy powiedziano, że jesteś zdrowa, że się
udało, że zwyciężyłaś?
- Ja już przed tym przeczuwałam, że wyzdrowiałam. Wiedziałam, że wyniki są dużo
lepsze i w ogóle czułam się silniejsza. Dla mnie to co powiedział lekarz było
jedynie potwierdzeniem tego czego byłam pewna. Uśmiechnęłam się jedynie i
wyszłam od doktora. Pierwsze co zrobiłam to się przytuliłam mocno do córeczki i
powiedziałam, że mamusia jest zdrowa. Tej chwili towarzyszyła taka radość, aż
ciężko opisać. Jak się tylko chłopacy dowiedzieli, to Andrzej już chciał trasę
koncertową organizować, ale reszta niestety nie podeszła do tego z wielkim
entuzjazmem.
- A właśnie co z zespołem? Co z koncertami?
- Na razie nie dajemy wielu występów. Chłopacy trochę traktują mnie jak
lalkę z porcelany – roześmiała się. – Uważają, że muszę się zająć sobą, lecz
ja trochę tęsknie za estradą i sądzę, że niedługo powrócimy.
- Co planujesz robić w najbliższym czasie?
- Mam zamiar poświęcić czas córce i wszystkim bliskim. Myślę też o
napisaniu kilku nowych utworów.
Wkrótce rozmowa zmieniła tory i przestała być drętwa i oficjalna. Obie
kobiety zaczęły mówić w sposób jak gdyby były niemal przyjaciółkami.
- Ja nigdy nie odważyłabym się na tatuaż - stwierdziła Blanka.
-
Oj, ja jeszcze kilka lat temu też bym tego nie zrobiła. Jednak czas
mnie zmienił i mam wrażenie, że na lepsze - spojrzała na zegarek
wiszący nad drzwiami. - Już 19.00. Przepraszam, ale już będę musiała
kończyć.
- W sumie ja też. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
Kobiety
wyszły na zewnątrz. Stanęły obok swoich samochodów. Blanka zauważając, że Wiktoria jeszcze nie odjechała, podeszła do niej i spytała się:
- Tak wracając do tematu tatuażu, mam jeszcze jedno pytanie. Co oznacza ten wytatuowany napis pod różą?
- Per aspera at astra? - dziennikarka przytaknęła głową. - To z łaciny, przez ciernie do gwiazd.
Blanka uśmiechnęła się po raz ostatni tego dnia do piosenkarki.
- Piękne... - milczały chwile. - Do zobaczenia - Blanka odeszła.
- Do zobaczenia...
Pierwszym
miejscem, do którego udała się dziewczyna był serwis, w którym oddała do naprawy swój
telefon, następnie poszła do pobliskiego sklepu ogrodniczego. Wybrała 5
róż w doniczkach. Dwie były koloru krwistoczerwonego, zaś reszta: biała, żółta
i herbaciana. Zapakowała je do samochodu i po powrocie, udała się od razu do
ogrodu. Wykopała pięć dołków. Doskonale pamiętała nauki dziadka o
tym, że ziemia musi dobrze spulchniona. Zastosowała już gotowe podłoże
dla róż. Zdążyła wsadzić kwiaty, gdy na zewnątrz wyszła babcia:
- Hej. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy wróciłaś. Przyniosłam ci jedzenie.
- Dziękuję - dziewczyna obmyła ręce w kranie, który znajdował się na zewnątrz i ochoczo podeszła do babci. Usiadła koło niej na schodach i wzięła kanapkę z talerza.
- No proszę, dziadek byłby z ciebie dumny. Nieźle sobie radzisz w ogrodzie.
- Dziękuję po raz drugi. Już niedługo będzie tu jak przed laty...
- Oj tak. Będziesz miała nawet teraz przy sobie jednego z wakacyjnych przyjaciół.
- Nie rozumiem...
- Pamiętasz Pawła Kowalskiego?
-
Tego chłopca co mieszkał na przeciwko? - chyba nie może jednak chodzić o
tego wrednego bachora z krzywymi zębami i odstającymi uszami.
- No teraz nie nazwałabym go chłopcem. Ma już bodajże 27 lat. Niedawno wrócił z matką do Polski.
Czyli jednak chodziło o niego...
- A w ogóle gdzie oni wyjechali?
- Do Anglii, jego rodzice mieli tam lepszą pracę.
- Ach... Mógł tam zostać - pomyślała. - A co z jego ojcem? Mówiłaś, że wrócił tylko z matką - spytała się babci.
- Nie wiem. Może dowiemy się na jutrzejszej kolacji.
- Co? Jakiej kolacji? - Blanka była wyraźnie zła.
- Pani Kowalska zaprosiła nas obie. Chce się przywitać. Swoją drogą była zaskoczona, że ze mną mieszkasz.
- Chyba nie mówiłaś jej dlaczego.
- Nie, skądże. Wspomniałam tylko, że nie chciałaś bym czuła się samotnie.
-
To dobrze. - Blanka rozejrzała się wokoło. - Ładnie tu teraz. Muszę
jeszcze tylko podlać moje roślinki.
Wyjęła z szopy zieloną konewkę dziadka i
dokończyła swą misję upiększenia. Gdy to robiła było praktycznie
ciemno. Babcia już dawno poszła do domu. Blanka stanęła sama na ganku i
popatrzyła na swoją pracę. Po jej policzku spłynęła łza, którą szybko
wytarła o rękaw bluzki. Posmutniała na myśl o dziadku, a także o tym co
wydarzyło się po jego śmierci. Jej rodzina nie jest taka jak kiedyś, nie
jest już jednością. Dziś pozostała jej babcia i ojciec oddalony o
kilkaset kilometrów od niej.
Dziewczyna poszła do łazienki, a opuszczając ogród, oddaliła od siebie wszystkie przykre myśli. Przeglądając się w lustrze zobaczyła swój nędzny wygląd. Miała ubrudzone ziemią ubrania, dłonie i prawy policzek. Jej brązowe włosy okazały się żyć własnym życiem, układając się we wszystkie możliwe kierunki. Umyła się starannie pod prysznicem i od razu po położeniu się do łóżka, zasnęła kamiennym snem.