czwartek, 23 lipca 2015

Zawieszam bloga!



Nie było mnie już kupę czasu bloggerze. Właśnie jestem w trakcie nadrabiania zaległości w czytaniu niektórych blogów i wkrótce powracam do pisania.
Przykro mi, ale nie mam już weny do kontynuowania tego bloga. Niestety mój zapał szybko zgasł. Może z czasem znów tu wrócę. Jak na razie chcę się skupić na moim drugim blogu (link: http://w-moim-swiecie-ig.blogspot.com). Chyba będzie mi lepiej pisać krótkie opowiadania (głównie jednopostowe). Przynajmniej fabuła cały czas będzie inna. Sądzę, że to będzie ciekawsze.
No to do dzieła!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Przepraszam!


 Hej!
Mimo, że ten weekend był jednym z tych dłuższych kompletnie nie miałam czasu. Tak w ogóle to od piątku nie byłam na komputerze. W sobotę rano pojechałam na Lednicę i wróciłam do domu o trzeciej w nocy, a od razu niedzielnym rankiem spontanicznie wraz z ciocią pojechałyśmy pod Warszawę do mojej kuzynki. Niedawno wróciłam (tak, jestem niegrzeczna i nie poszłam do szkoły).
Nie jestem pewna czy do jutra uda mi się dodać nowy rozdział. Mam połowę, więc może się uda.
Informacje i różne powiadomienia znajdziecie w prawej bocznej kolumnie bloga.
PS Przypominam o nowym blogu:„W swoim świecie”

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 7 - Z życia Wiktorii: Moja rodzina

*oczami Wiktorii Szypiłło*
Znów powróćmy do dzieciństwa. Jak już zdążyłaś się domyśleć z moją matką nie miałyśmy dobrego kontaktu. Była osobą bardzo surową i wymagającą. Jej twarz miała poważny wyraz i zawsze zachowywała się w sposób stonowany. Taką mamę pamiętałam od dziecka. Często zastanawiałam się jaka była kiedyś, czy potrafiła się śmiać, czy potrafiła patrzeć na świat przez różowe okulary? Widząc ją wtedy wątpiłam w to. Jej życie było poukładane według dokładnego grafiku. Każdy dzień zaczynał się tak samo. Wstawała wczesnym rankiem i przygotowywała dla nas śniadanie. Jechała następnie do pracy i przebywała tam do późnych godzin. Gdy przyjeżdżała była wykończona. Zdejmowała swoje czarne buty na korku i siadała na kanapie. Po kwadransie szła do kuchni szykując sobie kolacje. Siadała wtedy przy stole, brała książkę do ręki i jedząc posiłek wczytywała się w jej treść. Tak, więc rzadko ją widywałam, w zasadzie tylko w weekendy.
Z tatą nasze relacje były dużo lepsze. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Odkąd tylko sięgam pamięcią naszą wspólną pasją była muzyka. Przesiadywaliśmy całe po południa w moim pokoju grając na gitarze.
- Nie potrafię – powiedziałam patrząc na niego smutnym wzrokiem.
- Spróbuj jeszcze raz.
- Ale to bezsensowne. Powtarzasz mi to od godziny, a ja wciąż nie mogę tego zagrać tak jak należy.
Uśmiechnął się lekko. Wziął moje dłonie i położył je na strunach. Spojrzał swoimi zielonymi oczami na moje palce, które próbowały zapanować nad muzyką, wydostającą się z pod nich. Ku mojemu zaskoczeniu nie usłyszałam żadnego  fałszu. Tata widocznie był bardzo zadowolony.
Wkrótce usłyszeliśmy silnik samochodu. Wprawne ucho taty od razu wykryło, że był to pojazd mamy.
- Jest 16.00. Co tak wcześnie? – tata zerknął na zegarek.
Po chwili z dołu dobiegło nas stukanie butów na obcasie. Zeszliśmy na dół. W kuchni stała mama z pełnymi torbami zakupów. Przygotowywała kolacje. Było to dosyć niezwykłym zdarzeniem.
Świeża i smaczna kolacja stała się miłą odmianą tego tygodnia. Do tego była pierwszym od wielu miesięcy wspólnym posiłkiem. Cieszyłam się z tego, ale niedługo potem nie byłam tym zachwycona. Rozmowa w ogóle się nie kleiła. Siedzieliśmy milcząc i od czasu do czasu spoglądaliśmy na siebie, wysyłając sobie wymuszone uśmiechy.
- Wiktorio, jak w szkole? – przerwała ciszę mama.
- Dobrze. Dostałam cztery plus z matematyki.
- Cztery plus… - wymamrotała lekko niezadowolona.
- Najlepsza ocena w klasie. Nikt się nie nauczył – chciałam ją udobruchać.
- Ach tak…
Znów zapanowała kompletna cisza. Jedynie z ulicy było słychać jadące auta.
- Aaa zapomniałam ci powiedzieć – nagle znów zabrała głos. – Pojedziesz pod koniec lipca na obóz językowy.
- Yyy, ale mam jechać na kolonie taneczne…
- Nie pojedziesz. Uważam, że ważniejsze jest twoje wykształcenie i znajomość języków.
- Nie ustalaliśmy tego – wtrącił się tata.
- Yhm. Tak, ale uznałam, że tak będzie lepiej. Na dodatek te kolonie są tańsze i mają więcej atrakcji do zaoferowania – nadziała na widelec malutką porcję zapiekanki, włożyła do ust i zaczęła dokładnie przeżuwać. Ja w przypływie złości odsunęła od siebie talerz i wyszłam pośpiesznie z salonu, trzaskając drzwiami. Nie udało mi się jej już przekonać do swoich racji mimo wielu prób.
Nie jest to jedyny przykład moich nieporozumień z tą kobietą. Niszczyła moje marzenia w samym zarodku. Kiedyś bardzo chciałam nauczyć się gry na innych instrumentach niż gitara, zwłaszcza na saksofonie. Gdy to usłyszała zerkała na mnie oczami Meduzy*.  Stanęłam nieruchomo, dokładnie tak jakbym zamieniła się w kamień. Mimo to patrzyłam na nią z uwagą i nawet wyobraziłam sobie jak zza jej głowy wyławiają się jadowite węże.
Oczywiście mimo wielu błagań moich jak i ojca, nie wyraziła zgody. Za to zyskała wśród moich znajomych nieprzychylne przezwisko – Meduza.
Jedym pomysłem mojej rodzicielki, który mi się spodobał był wyjazd na dwa tygodnie do babci Jadwigi, matki mojego taty. Była ona niezwykle przyjazną starszą panią. Jej historie były naprawdę wciągające mimo, że większość z nich opowiedziała mi kilka razy. Miała trochę problemy z pamięcią i nierzadko myliła moje imię. Jednak nie przeszkadzało mi to.
Bardzo lubiłam spędzać z nią wieczory na werandzie. Często też w tym czasie towarzyszyła nam moja kuzynka Adelajda. Tak, to niecodzienne imię. Moja ciocia ma skłonność do nazywania swoich dzieci rzadkimi imionami, dlatego też babcia często je przekręca.
Reszta mojego kuzynostwa w kolejności od najstarszego do najmłodszego ma na imię: Edmund, Markus, Paskal i Adelajda. Nie rozumiem jak można skrzywdzić tak swoje dzieci...
Tego wieczoru babcia opowiadała nam o tym jak poznała swojego męża:
- Będzie romantycznie! – krzyknęła z entuzjazmem Adel.
- Oj tak… – rozmarzyła się babcia. – Wszystko zaczęło się pięknego majowego poranka. Trwała jeszcze wojna. Szłam wraz koleżanką do parku. Wiatr wiał lekko szumiąc liśćmi. Wszędzie dało się słyszeć śpiew przeróżnego ptactwa. Czułam się wtedy dużo lepiej, starałam nie zaprzątać sobie głowy myślami o tym co dzieje się w kraju. Chciałam chociaż ten dzień spędzić beztrosko, rozmawiając z moją przyjaciółką. Gdy wracałyśmy do domu, idąc ulicą natrafiłyśmy na łapankę. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła widząc wozy gestapo. Nagle poczułam szarpniecie w ramię i razem z biegnącym przede mną młodym mężczyzną poddałam się w wir ucieczki. Niemcy na całe szczęście nas nie uchwycili. Moim wybawicielem okazał się Roman, mój kochany Roman – babcia zamyśliła się o swoim zmarłym przed dziesięciu laty mężu.
- A co z twoją koleżanką? - zapytałam po chwili.
- Kilka dni później ją wypuścili i cała historia miała szczęśliwy koniec.
Na tym skończyła się nasza wieczorna pogawędka z babcią. Poszłyśmy później do pokoju Adel. Tam kontynuowaliśmy rozmowę, jednak już na inne tematy.
- I jak? Meduza już dzwoniła?
Roześmiałam się. Nie sądziłam, że zapamięta to przezwisko.
- Nie, na szczęście nie – wytknęłam na nią język. – Wiesz, już od bardzo dawna ją tak nie nazywałam.
- Tak gdzieś od wczoraj – zachichotała.
- Ha-ha-ha, to takie zabawne.
Drzwi się nagle lekko uchyliły.
- Ciii, to babcia – szepnęła Adel.
- Nie dziewuszki, muszę was rozczarować. To tylko ja, skromny Paskal. Przychodzę z prośbą o uszanowanie ciszy nocnej.
- Słyszysz? Jakiego mam elokwentnego brata! – zwróciła się do mnie z wielkim piskiem.
- Cicho, bo bębenki mi pękną – odezwałam się.
- Ja jestem inteligentny tylko szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o siostrze.
Zezłoszczona dziewczyna rzuciła w niego poduszką, lecz on zrobił unik. Zdesperowana wzięła kolejną, podeszła do niego i zaczęła go porządnie okładać. Już czekałam na chwilę, gdy poduszka się rozerwie i pokryje cały pokój pierzem. Niestety chłopak szybko się wycofał.
- Co się tak patrzysz?
- Nic, nic… To było zupełnie normalne… Zwłaszcza te twoje piszczenie jak… – nie zdążyłam dokończyć, gdy drzwi znów się otworzyły.
- Spadaj stąd, Paskal! – wrzasnęła moja towarzyszka.
Szybko tego pożałowała. Okazało się, że to babcia. Babcia sepleniąc z powodu zdjęcia protezy zębów, upomniała wnuczkę i kazała nam zniżyć ton.
Wkrótce znów pojawił się mój najmłodszy kuzyn.
- No głośniej się nie da?
- Znowu ty?
- Tak, siostrzyczko, też cię kocham – uśmiechnął się i przesłał jej całusa.
- Głupi jesteś!
- Jeszcze niedawno mówiłaś, że jestem elokwentny, a teraz co?
- Zrozumiałam swój błąd.
- Możecie się przymknąć? – zapytałam udając zirytowaną.
Chłopak udał, że zamyka buzię na kluczyk i wyrzuca go za siebie, a Adel po prostu zaczęła się śmiać.
- No nareszcie spokój – powiedziałam i położyłam się na łóżku. Popatrzyłam na kuzyna, który ledwie powstrzymywał się od wypowiedzenia jakiś słów.
Adel wkrótce zignorowała mą prośbę i zaczęła znów opowiadać swoje farmazony.
Po pół godzinie zlitowałam się nad siedzącym na fotelu chłopaku i powiedziałam:
- Możesz gadać.
On błyskawicznie podniósł się z siedzenia i zaczął panicznie czegoś szukać po pokoju. Na początku nie zrozumiałam czego on szuka, wkrótce dotarł do mnie przekaz. Poszukiwał klucza do otwarcia swoich ust. Razem z Adelajdą wybuchłyśmy niepohamowaną salwą śmiechu.
Szkoda, że to był ostatni dzień pobytu w tamtym miejscu. Wspominam te wakacje niezwykle ciepło zwłaszcza, że były to ostatnie tak radosne wspomnienia z czasów, sprzed napisania matury.
- Jak było? – spytał tata, gdy po pożegnaniu z rodziną wsiadaliśmy do samochodu.
- Fantastycznie – pokazałam mu szereg białych zębów.
- Cieszę się, że ci się podobało – odpalił silnik. – Dobra, zakładaj pasy. Przed nami długa droga.
- Się robi – wykonałam polecenie.
Jechaliśmy już ponad godzinę. Skulona na przednim siedzeniu byłam skupiona na książce. Pożyczyła mi ją Adel. Znajdując się już w połowie lektury uniosłam głowę i powiedziałam:
- Tato? Dlaczego nie mamy żadnego kontaktu z rodziną matki?
- Yyy – był zaskoczony tym pytaniem. – Wiesz, doszło do małego nieporozumienia.
- Mógłbyś mówić jaśniej?
- To nie jest dobry moment.
- Tato!
- Po prostu mnie nie zaakceptowali. Uznali, że jestem zbyt mało odpowiedzialny.
- Nie rozumiem… Jak możesz być nieodpowiedzialny mając całą firmę na głowie?
- Wiktorio, to trochę skomplikowane. Opowiem ci o tym za jakiś czas.
- Kiedy? – prawie krzyknęłam. Cała ta sprawa wydawała mi się podejrzana.
- Wkrótce…

Meduza* — w mitologii greckiej kobieta potwór, jedna z gorgon. Zamiast włosów posiadała węże. Swoim wzrokiem zamieniała istoty żywe w kamień. (tak jakby ktoś nie wiedział)
 *   *   *
Rozdział miał być dłuższy, ale nie wyszło mi to.
Hyhyhy no teraz mamy kilka zagadek. Dlaczego rodzice Wiktorii nie opowiadali jej o dzieciństwie i dlaczego nie utrzymują kontaktu z rodziną od strony matki. Dodatkowo mamy jeszcze nieznaną nam przeszłość Blanki. Macie jakieś pomysły??
Pozdrawiam xD